czwartek, 13 listopada 2014

"Trędowata"

"Trędowata" Heleny Mniszek to powieść miłosna, na którą natknęłam się kilka lat temu, kiedy to odbywałam praktyki studenckie w Zamku w Łańcucie. Musiałam na zakończenie praktyk przygotować prezentację, i oprowadzić moje opiekunki po Zamku według opracowanego przeze mnie planu. Mój plan zwiedzania opierał się na filmach/dokumentach, które zostały tam zrealizowane.



W łańcuckim zamczysku powstała część filmu "Trędowata" właśnie w 1976 roku (wcześniejsza czarno-biała ekranizacja 1936 rok). Śledząc sceny opracowałam trasę zwiedzania. Oprócz obejrzenia ekranizacji powieści sięgnęłam również do samej książki. 

Teraz, po latach przeczytałam ją ponownie, i chcę się z wami podzielić kilkoma słowami na jej temat. Dodatkowo pragnę dodać, że pierwszy raz piszę na blogu o polskiej książce, do tej pory żadna rodzima powieść się tutaj nie znalazła (oprócz lektur rzecz jasna). Była to kwestia przypadku, bo polską literaturę cenię równie mocno, jak tą zagraniczną.

Wróćmy jednak do samej powieści.
19-letnia Stefcia zostaje nauczycielką, przenosi się ze swojego domu do magnackiego pałacu. Jej 16-letnia podopieczna Lucia jest bowiem magnatką, pochodzi ze znakomitej rodziny. Tam poznaje wuja Luci, Waldemara Michorowskiego, ordynata głębowickiego, 32-letniego milionera.
Na początku nie lubią się, sprzeczają się przy każdej okazji, jednak, jak możemy się domyślać sytuacja w końcu powoli się zmienia. Dziewczyna zaczyna podziwiać magnata za jego szczerość, mądrość, za to, jak świetnie rozporządza swoim majątkiem, za to, jak traktuje swoich "poddanych". On zaś widzi w Stefci świeżość, inteligencję, młodość, żar.
Zaczynają się do siebie zbliżać, rozmawiają ze sobą coraz chętniej. Nie podoba się to rodzinie Waldemara, i całemu towarzystwu. Dla nich Stefania pochodzi z innej sfery, niższej, gorszej, i nie zasługuje na takie traktowanie przez przedstawiciela arystokracji. Dla nich to mezalians, a dziewczyna przez większość uznana zostaje za "trędowatą" właśnie. Pierwszym, który ją tak nazwał był Barski, niedoszły teść ordynata, zagorzały przeciwnik mieszania się sfer.

Waldemar postanawia jednak walczyć o swoją miłość, i sfera nie jest dla niego żadną przeszkodą, w przeciwieństwie do jego dziadka, Macieja, który w młodości też kochał kobietę z "ludu", i pod wpływem rodziny zrezygnował z tej miłości, przez co całe życie był nieszczęśliwy. Waldy nie chce powtórzyć błędów dziada.
Ogłasza więc publicznie swoje zaręczyny, odpiera zarzuty, stawiane mu przez arystokratyczną rodzinę i znajomych. Mówi, że i bez ich błogosławieństwa i zgody poślubi swoją wybrankę.
W końcu wszyscy przyjmują Stefanię do towarzystwa, okazuje się jednak, że w przypadku niektórych osób były to tylko pozory. Dziewczyna otrzymuje anonimy, przez które zaraz przez ślubem, popada w chorobę (zapalenie mózgu). Jest na tyle wrażliwa i delikatna, że nie śmie nawet powiedzieć o listach narzeczonemu, męczy się więc sama, zastanawia się czy nie wyrządza Michorowskiemu krzywdy wychodząc za niego, bo może jednak wszyscy mają rację?
Dręczona takimi myślami umiera.
A więc śmierć...
Waldemar zostaje niedoszłym wdowcem w przeddzień ślubu. Nie jest to więc typowa romantyczna powieść, gdyż szczęśliwego zakończenia w niej brak.

Książka napisana językiem bardzo pompatycznym, egzaltowanym, całe podrozdziały przeznaczone na opisanie zachodu czy też wschodu słońca, opisujące "rozmowy" kwiatów to nawet dla mnie lekka przesada. Natomiast lubię te dialogi, i ten humor, szczególnie panny Rity i hrabiego Trestki, oni wnoszą trochę pieprzyku do tej romantycznej, słodkiej powieści.


Książkę polecam, choć nie dla wszystkich. Ci, którzy nie lubią owych przydługich opisów przyrody, jej ożywania, rozkwitania, w końcu też umierania mogą nie przebrnąć nawet przez pierwsze strony. Pomimo to polecam, choćby dlatego, że opisuje zupełnie inną rzeczywistość, inne czasy (przełom XIX i XX wieku), inne spojrzenie na miłość.










Pozdrawiam
MM


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz