piątek, 24 października 2014

( Nie )Autoportret

Czuję upływ czasu, choć przecież jestem jeszcze bardzo młoda. Mam zaledwie 25 lat, lecz czasem mam wrażenie, że jestem bardzo stara.
Podejrzewam, że podobne odczucia ma wiele młodych mam, na których spoczywają macierzyńskie obowiązki. Czas, który poświęcałyśmy na pielęgnację, makijaż, uczesanie, drastycznie się skrócił. Obecnie "robię się" góra w 10 minut, nakładam bardzo delikatny makijaż, albo jedynie matujący krem BB. Włosy w kok, i ruszam! Im szybciej tym lepiej.

Z tej sytuacji płynie jednak wiele korzyści.




Musiałam pogodzić się z moimi bliznami, zmarszczkami, cieniami pod oczami.
Rzadko ukrywam moje niedoskonałości pod makijażem, zresztą i makijażystka ze mnie marna.
Przywykłam więc, nauczyłam się żyć z nimi na co dzień, nie przeżywam każdej nowej zmarszczki, jak kiedyś. Zdystansowałam się do swojego wyglądu. Choć ciągle mam jeszcze dużo kompleksów to nie wpływają one jakoś zasadniczo na moją samoocenę i życie. Byłam kiedyś bardzo nieśmiałą, zamkniętą w sobie i zakompleksioną osobą, bałam się obcych ludzi, więc i znajomości zawierałam niewiele, ciężko mi było zaufać komuś i otworzyć się. Czyjeś obraźliwe komentarze bardzo mnie dotykały, i spędzały sen z powiek. Kiedy mieszkasz w małej miejscowości, i wszyscy cię znają, a nie masz dokąd uciec, to w końcu każde słowo + kilka komentarzy dotrze do twoich uszu. Uświadomisz sobie, jak mało jest osób, które możesz nazwać przyjaciółmi, jak niewielu osobom możesz w pełni zaufać, i cieszyć się ich zaufaniem. Życie to trudna sztuka, życie wśród ludzi, i utrzymywanie z nimi jako takich relacji to wyzwanie. Czasem ponosimy porażki, czasem okazuje się, że mieliśmy za dobre, za miękkie serce. Trzeba mieć więc twardą, grubą, odporną skórę. I choć brzmi to jak banał, to tak faktycznie jest. Niektórym ludziom potrzebni jesteśmy tylko wtedy, gdy się śmiertelnie nudzą, gdy jesteśmy akurat pod ręką. Dlaczego nie mieliby nas wykorzystać, a potem rzucić w kąt.
Przez lata wypracowałam jednak swoją życiową filozofię.
Wierzę, że czegokolwiek nie zrobię wszystko do mnie wróci. Zrobię coś dobrego, los odpłaci mi tym samym, uczynię coś złego, skrzywdzę kogoś, kiedyś spotka mnie to samo. Jakaś równość w przyrodzie musi być.
Po drugie zawsze staram się w danej sytuacji postawić się na miejscu danej osoby. Wyobrazić sobie, co czuje, czego potrzebuje, i co mogę zrobić. Nie możemy osądzać kogoś po jednym złym czy dobrym uczynku. Dajmy szansę i sobie i innym, nie obrażajmy się na zawsze, do końca świata, i jeden dzień dłużej, ale też nie bądźmy naiwni w nieskończoność. Są osoby, którym na nas nie zależy, więc nie upierajmy się, żeby utrzymywać z nimi relacje. Czasem musimy odpuścić. Choć to przykre to jednak nie wszyscy będą nas lubić tylko dlatego, że my ich lubimy.
Pogodzenie się z "okrutnością" ludzi zajęło mi trochę czasu. Przychodzi jednak taki moment, w którym doznajemy "oświecenia". To ja i moja rodzina jesteśmy najważniejsi. Choć i z rodziną bywa różnie. Czasem zostajemy od niej drastycznie odcięci, i ciężko się nam później pozbierać, przechodzimy naprawdę trudne chwile, wręcz trudne lata. Wszystko się nam miesza, zlewa w jedną całość, wciąga nas wir wydarzeń, na które nie mamy wpływu. Stoimy pośrodku naszego życia, które już do nas nie należy. Przyglądamy się ludziom, i zdarzeniom, jakby nas nie dotyczyły. Jesteśmy jak maszyny, pozbawione rodziny, a więc wsparcia i uczuć. Nie rozumiemy co się stało i dlaczego. Zrozumienie w końcu jednak przyjdzie, i nie będzie to przyjemne ani miłe, ale pozwoli nam pogodzić się z tym, co nas spotkało, i ruszyć dalej.
Poskładałam się więc, i przeżyłam. Czasem wszystko do mnie wraca, i osacza mnie, i krąży mi po głowie ciągle jedno pytanie "dlaczego, dlaczego, dlaczego akurat mnie to spotkało?". Przez wiele lat nie mamy wpływu na swoje życie, jesteśmy zależni od innych osób, więc zadawanie sobie pewnych pytań okazuje się być bezsensownym męczeniem się. Spotkało mnie coś, bo tak musiało być, nic nie mogłam zrobić, to nie moja wina, nie chciałam tego, ale muszę sobie z tym poradzić. Nie znamy swojej siły i wytrwałości póki "coś" nas nie spotka, wtedy okazuje się, że wszystko można udźwignąć, wszystko pokonać. 
Miałam w życiu pewne ostoje, które straciłam, i wtedy dopiero je doceniłam. Zrozumiałam, jak wiele dla mnie znaczyły, i jak wiele zrobiły dopiero po czasie.
Popadałam w skrajności w skrajność, z absurdu w absurd, było ciężko, było źle, był bunt, wiele głupstw.... 

Teraz już wiem kim jestem, i po co żyję. Nie zadaję już sobie tych pytań, jak mantr życiowych. Teraz już wiem, znam swoje możliwości i cele. Nie mam wątpliwości, nie martwię się i nie zastanawiam. Jestem tu, gdzie chciałam być, i nic mnie już nie pokona. Wszystko możesz mieć, jeśli wiesz czego chcesz.

Jeśli mowa o czasie, poniżej mój dialog z synem:
- O Mamo wykąpałaś się? Jaka ty jesteś...yyy...jak ty ładnie pachniesz
- Dzięki:)
- Tam jest krem na zmarszczki ( wskazuje na szafkę w łazience)
- No tak.... ( skąd on w ogóle wie o istnieniu wyżej wspomnianego kremu? )
- Posmaruj się. I wtedy będziesz Supermanem:) haha

Wow, pojechał mi delikatnie mówiąc, już nic się przed nim nie ukryje:)





















Zdjęcia wykonała wspaniała i kreatywna fotografka
Agata Niemczak
Polecam
MM

2 komentarze:

  1. Piękne zdjęcia:) klimatyczne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow fajne te zdjęcia,chyba się sam zgłoszenie do tej pani:) pozdrawiam
    A.

    OdpowiedzUsuń