piątek, 19 grudnia 2014

Klapsy. Tak czy nie?

Kiedy nie miałam jeszcze syna temat karania dziecka poprzez danie mu klapsa mało mnie interesował. Sądziłam, że w krytycznych sytuacjach rodzice mają prawo zastosować taką formę kary, to wyłącznie ich sprawa, i nikt nie powinien się w to wtrącać. Może dziecko rzeczywiście zasłużyło? Jeśli zaś spotykałam na swojej drodze osoby, które dziecka w ten sposób nie ukarały nawet jeśli wchodziło im na głowę to też byłam w zasadzie obojętna. Ich sprawa, nie moja.

Kiedy jednak zaszłam w ciążę, zaczęłam, jak zapewne większość kobiet spodziewających się dziecka, czytać miliony artykułów w internecie, w prasie, książki tematyczne, i fora internetowe, gdzie miałam nadzieję znaleźć rzetelne informacje od matek dla matek. Niestety akurat fora internetowe były pomyłką, i nie polecam nikomu tam zaglądać, ja w przeciągu 9 miesięcy zdiagnozowałam sobie kilkadziesiąt chorób.
Wracając jednak do tematu klapsów chcę powiedzieć, że w ciąży mój światopogląd uległ zmianie. Zewsząd grzmiały krytyczne wypowiedzi wszelkiej maści specjalistów, iż nie wolno pod żadnym pozorem uderzyć dziecka, nawet już dużego i świadomego swoich czynów, gdyż możemy wyrządzić mu nieodwracalną wręcz krzywdę. Są inne metody wychowawcze, które rodzice powinni stosować, ale danie dziecku nawet najbardziej delikatnego klapsa może spaczyć jego psychikę, i dosłownie zniszczyć mu życie. Przeraziły mnie te wszystkie opinie, ale skoro tak mówią specjaliści to postanowiłam im uwierzyć.
Urodziłam dziecko. Wiele rzeczy, które wyczytałam/usłyszałam zweryfikowało życie.
Musiałam sama podejmować wiele decyzji, postanowiłam więc kierować się intuicją i sercem. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że to chyba najlepsza metoda, aby nie zwariować od nadmiaru propozycji/rad/metod. 

W końcu nadszedł jednak dzień próby.
Nic nie wskazywało na kłopoty, kiedy to dziecko moje kompletnie oszalało. Woła "siku", idziemy więc, syn swoje potrzeby załatwia sam, potrzebuje mojej pomocy tylko do ustawienia schodka, czy nałożenia nakładki na sedes. Zrobiłam swoje, stoję więc z boku i czekam, aż skończy. Słyszę dziwny dźwięk, spoglądam, a mój syn zamiast sikać do sedesu robi to na płytki, wszystkie, które ma w swoim zasięgu. W rezultacie prawie cała nasza mała łazienka została przez niego obsikana. Tłumaczę, że nie wolno, że przecież sika się do kibelka, a nie na podłogę. Wychodzimy. Nerwy mnie ponoszą, ale jakoś się jeszcze trzymam. Za jakiś czas znowu woła "siku". Idziemy, po drodze przypominam mu, co ma robić, i gdzie. Znowu zajmuję swoją pozycję, i czekam. Tym razem nie jest lepiej, co prawda nie sika na podłogę, ale za to pod prysznic! I jest z siebie bardzo zadowolony. Wtedy to nadeszła ta chwila, kiedy dostał ode mnie pierwszego poważnego klapsa na goły tyłek - na dodatek.

Wcześniej straszyłam go klapsami, pokazywałam, jak to wygląda klepiąc mu delikatnie tyłek, ale zawsze w ubraniu, aż w końcu doszło do tego, że uderzyłam go zupełnie NA POWAŻNIE.
Czy mogłam postąpić inaczej? Oczywiście, że tak. Natomiast w tamtym momencie nie widziałam innego wyjścia, zdenerwowałam się, nie ukrywam, i zrobiłam pierwszą rzecz, która przyszła mi do głowy. Miałam z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia, przez tydzień (co najmniej) się z tym psychicznie męczyłam. Wszystko wskazywało na to, że syn zdążył już o tym zapomnieć, a ja ciągle to w myślach roztrząsałam.

Stało się. Uderzyłam go. Był to krytyczny moment - głównie dla mnie, bo z jednej strony uważam, że jako matka miałam do tego pełne prawo, i w danym momencie uznałam, że jest to konieczne.   Z drugiej jednak strony dręczy mnie to, i sama już nie wiem czy dlatego, że klaps go zabolał, że było mu przykro, zasmucił się, obraził, czy dlatego, że siedzi mi w głowie myśl, iż ten klaps wpłynie na jego psychikę w przyszłości, i będzie miał na niego negatywny wpływ. No, może nie ten jeden klaps, ale jeśli kiedyś zdarzy się kolejny? Czy zrujnuję mojemu dziecku psychikę, bo straciłam nad sobą kontrolę? 
Ciężki to temat. Chcę dla niego jak najlepiej, ale przecież nie pozwolę mu na wszystko, co tylko przyjdzie mu do głowy, a dzieciom przeróżne pomysły do głowy przychodzą. Musi znać jakieś granice. Musi wiedzieć, co mu wolno, a co jest zakazane. Nie zawsze tłumaczenia, i powtarzanie czegoś setki razy wystarczają. Kto ma dziecko ten wie, że tak jest. Czasem mówimy coś wiele razy, aż do znudzenia, a maluchy i tak robią swoje. 

Pisząc ten post staram się głównie wytłumaczyć sama przed sobą. Do tej pory nie myślałam intensywniej o klapsach, aż do momentu, kiedy zdarzyła się ta cała przykra sytuacja. Minęło już kilka tygodni, a ja ciągle wracam do tej sprawy myślami.

Klaps to też bicie, nie można tych dwóch pojęć rozdzielać, jak często robią to rodzice. Tłumaczą, że dziecko dostało klapsa, ale przecież nie zostało zbite. Okazuje się, że to jednak TO SAMO, choć oczywiście skala obrażeń jest różna. Postanowiłam więcej nad sobą pracować, a dokładniej nad swoją cierpliwością, i wytrwałością. W końcu zdarzało mi się mówić dziecku, że nie wolno bić innych, że to bardzo złe, że to boli, a sama go uderzyłam. Daję mu więc sprzeczne sygnały, co do tego, jak można się zachowywać. Poniosły mnie nerwy, dałam im upust, i teraz mam wielki, jak cholera wyrzut sumienia. Lepiej było go złapać za ramiona, postawić przed sobą i nakrzyczeć. Tego, co się stało już nie zmienię, zresztą dobrze, bo płynie z tego doświadczenia ważna dla mnie nauka. To, iż jestem silniejsza i większa nie znaczy, że mogę swojej pozycji nadużywać. Postaram się nie uderzyć go więcej. Bardzo się postaram. Oby mi się udało, bo te wszystkie myśli, to tłumaczenie się sama przed sobą, bicie z myślami - wykończą mnie.

WOLĘ KRZYKNĄĆ NIŻ BIĆ.


Po wielu przemyśleniach, i "gryzieniu się" ze swoim sumieniem taka jest właśnie moja opinia w temacie klapsów. Mówię im NIE.


A Wy co sądzicie? Jakie są Wasze doświadczenia?


Pozdrawiam

MM








Buziaki :***

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz