wtorek, 3 lutego 2015

Przedszkolak

Mój trzylatek poszedł do przedszkola. Pępowina została odcięta w mgnieniu oka. Wszystko stało się strasznie szybko. I choć chciałam, żeby się usamodzielnił, żeby miał nowych kolegów, i nowe koleżanki, to jednak teraz jestem nieco podłamana całą tą sytuacją. Dopiero drugi dzień go zaprowadziłam, a on już chciał zostać sam, nie potrzebował mojej asysty. Wróciłam więc do domu, i nie bardzo wiem, co ze sobą zrobić...


Ostatnie trzy lata miałam wypełnione aż po brzegi. Ciężko mi uwierzyć, że moje dziecko jest już tak duże! Szybko zaaklimatyzował się w nowym otoczeniu, nie podejrzewałam go o taką łatwość w nawiązywaniu kontaktów. Myślałam, że będzie płakał, że będę musiała spędzać z nim czas w przedszkolu, wymykać się po cichutku. Ale nic takiego się nie dzieje. Sądzę, że to nie tylko zasługa jego charakteru, ale również wielu przeprowadzonych z nim rozmów na temat tego nowego miejsca, zachwalania zabaw, nowych przyjaciół, wspaniałych pań nauczycielek. Dodatkowo wspólne zakupy, na których skompletowaliśmy mu wyprawkę, i pewnie co najważniejsze "dzień próbny". Zanim zapisałam go do przedszkola zabrałam go tam na kilka godzin, żeby poobserwował inne dzieci, i stwierdził czy mu się to podoba. Na szczęście mogliśmy sobie pozwolić na taką obserwację, i myślę, że to miało ogromne znaczenie, bo uświadomiło małemu, jak fajnym miejscem jest przedszkole.

I jeszcze jedna ważna sprawa - nie okazywałam mu swojego zdenerwowania, swojego stresu i smutku. Źle spałam, zamartwiałam się, ale w żaden sposób nie uzewnętrzniałam tych emocji. 
To wszystko razem wzięte złożyło się na ten sukces, jednak nie wszystko jeszcze przesądzone. Choć wiem, że mu się podoba to kryzys może nastąpić w każdym momencie. 
Jednak jeśli nawet się nam to przytrafi to za kilka dni ja już będę ogarnięta, silniejsza, i pogodzona z nową sytuacją. Będę więc gotowa, aby stawić czoło ewentualnym trudnościom.

Pójście dziecka do przedszkola to naturalny proces, rodzice jednak powinni stanąć na wysokości zadania, i pomóc dziecku w przyzwyczajeniu się do nowego miejsca, nowych ludzi, do zupełnie innego rytmu dnia. A są tacy, którzy tego nie robią, przyprowadzają dziecko, zostawiają w szatni, i wychodzą. Zakładają, że panie przedszkolanki mają na pewno świetne metody, dzięki którym dziecko się zaadoptuje. I owszem mają takie metody, i dodatkowo ogromne pokłady cierpliwości, ale to rodzic powinien odegrać kluczową rolę. Co by zrobiła taka mama czy taki tata, którego nagle zabrano by z bezpiecznego miejsca, jedynego które zna od urodzenia, i "wrzucono" do obcego? To jest niesamowity stres, i lęk. A są tacy rodzice. I serce mi się kraje kiedy patrzę na te biedne, spłakane dzieci, biegające ciągle do drzwi, za którymi pięć po ósmej zniknęła matka bez słowa wyjaśnienia. To smutne i przykre, bo taki maluch już od początku jest przestraszony i zniechęcony do przedszkola. A przecież nie o to w tym wszystkim chodzi. Niektórzy chyba zapominają o tym, iż sami byli dziećmi..

To moje dziecko, i moja odpowiedzialność nie kończy się w momencie zamknięcia za nim drzwi przedszkola.  

PS: Niektórzy dziwią się, że wysłałam dziecko do przedszkola na początku roku, a nie jak to zwykle bywa we wrześniu. Ja jednak widzę w tej sytuacji wiele plusów. Młody na dniach kończy trzy latka jest więc już ogarnięty, w miarę samodzielny, wygadany, i ...... znudzony ciągłym przebywaniem w domu z mamuśką. 
Dodatkowo wszedł do grupy dzieci przyzwyczajonych już do przedszkola, i został bardzo miło przyjęty. Dzieciaki się już znają, nie płaczą po kątach, nie wyglądają mam, zaprosiły więc nowego przybysza do zabawy, wszystko mu pokazały, dzięki czemu wprowadzenie go do grupy przebiegło niebywale gładko. Same plusy :) 

Pozdrawiam
MM



Buziaczki***




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz