niedziela, 3 maja 2015

Opieka nad dzieckiem w czasie choroby

Witajcie,
Dziś trochę się nad sobą poużalam. Opowiem Wam o moich rozterkach związanych z pracą i chorym dzieckiem. Jak to pogodzić? 


Odkąd skończyłam studia dzienne bardzo chciałam iść do pracy. Mówiłam, że już nie mogę tak siedzieć w domu, że nuda mnie wykończy, że każdy dzień ciągnie się w nieskończoność. Powodów było mnóstwo. Przeszkód jednak tyle samo. Przede wszystkim musiałam posłać dziecko do przedszkola. W końcu jakoś udało się to w czasie zgrać. Ja do pracy, młody do przedszkola. Nie wszystko jednak ułożyło się tak kolorowo jakbym tego chciała.

Zawsze miałam duże poczucie obowiązku wobec ludzi, szkoły, uczelni, w końcu też wobec pracy. Poczucie obowiązku potrafi jednak bardzo szybko zamienić się w poczucie winy, tak też często bywało w moim przypadku. Kiedy nie podołałam swoim obowiązkom czy wymaganiom stawianym mi przez innych ze względu na swoje ograniczenia bądź niemożność bycia w dwóch miejscach jednocześnie dręczyły mnie ... wyrzuty sumienia. Popadałam w konflikty z rodziną czy znajomi bo sądziłam, że dam radę, a nie udawało mi się spełnić oczekiwań wszystkich wokoło. Przez lata nieco się z tego wyleczyłam, przestałam godzinami rozważać w sobie czyjeś krytyczne słowa, spojrzenia, czyjś śmiech. 

Nie do końca jednak pozbyłam się owego poczucia obowiązku wobec ... całego świata. Moja psychika została wystawiona na próbę w czasie choroby mojego syna - przedszkolaka. Dlaczego? Bo musiałam wziąć wolne (tak zwaną opiekę) i zająć się nim. 
Musiałam? Brzmi to absurdalnie - wiem, ale czułam się rozdarta pomiędzy pracą, a opieką nad dzieckiem.
Wiadomo, że dziecko jest najważniejsze, i nie zastanawiałam się ani chwili, kiedy zachorował, ale z tyłu głowy mimo to siedział mi jakiś diablik, i zadawał pytanie jak moja nieobecność zostanie odebrana w pracy? Jednakże nie miałam innej opcji niż na kilka dni zrezygnować z pracy i zaopiekować się chorym synem.

Dzieci chodzące do przedszkola swoje odchorować muszą. Wchodzą w środowisko pełne bakterii i wirusów, zanim ich odporność się wzmocni musi minąć trochę czasu. Olo chodzi do przedszkola od trzech miesięcy i chorował już ... trzy razy, z czego domowej opieki wymagał dwa razy - przy zapaleniu ucha i rota wirusie.
Owe choroby znosimy cierpliwie. Dzielni jesteśmy, jakby powiedział mój maluch. Wiemy oboje, że będzie lepiej. Układ immunologiczny w końcu się uodporni, szczególnie, że pogoda zmierza ku lepszemu.

Wszystko (sobie) racjonalnie wytłumaczyłam, czym więc się przejmuję? Taka właśnie moja natura. Zataczam wciąż błędne koło, bo choć postępuje właściwie to ciągle znajdę coś czym mogę się pozadręczać.

Kobieta pracująca będąca matką małego dziecka (kiedyś dzieci - mam nadzieję) ma przewalone. Pogodzić wszystkie obowiązki ze sobą można, ale jest ciężko. Czasem tęsknię za studiami, kiedy to naukę udawało mi się idealnie pogodzić z wychowywaniem dziecka, harmonogram zajęć dopasowywałam do siebie, i Olo nic na tym nie tracił, wręcz zyskiwał bo regularnie odwiedzał wszystkie ciocie będące w naszym zasięgu. W pracy jednak mam sztywne godziny, niczego nie mogę odłożyć na później czy odrobić, muszę być tu i teraz. Mam nadzieję, że te moje odczucia są przejściowe.

Drogie Mamy czy Wy też miałyście tyle wątpliwości i tyle rozterek związanych z pracą i jednoczesnym wychowywaniem dziecka? Co będzie, jak zechcę powiększyć rodzinę? 
A nie ukrywam, że chciałabym :)

Wyżaliłam się więc kończę i pozdrawiam
MM


 PS: I jak tu nie mieć zmarszczek???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz