poniedziałek, 4 maja 2015

Maluch w kościele??? Czy to ma sens?

Witajcie,
Dziś będzie o kościele, o mojej postawie, i próbie jej zmiany skończonej zresztą niepowodzeniem. Niepowodzenie to jednak przyjęłam raczej z ulgą. Może jeszcze nie czas na to, żeby dzieciaka męczyć Ewangelią? Będzie na to lepszy moment. Nic na siłę - jak ze wszystkim zresztą.
Już od jakiegoś czasu chodzi za mną ten temat. I trochę się z nim męczę. Obserwuję rodziców przyprowadzających swoje dzieci do kościoła, i mam mieszane uczucia. Z jednej strony rozumiem. Nas też rodzice/dziadkowie/opiekunowie przyprowadzali od małego na msze, i wyszliśmy na ludzi, czy inaczej będzie z naszymi dziećmi? Postępujemy więc tak, jak postępowano z nami, ale to nie zawsze dobra droga. Zostałam jednak wychowana w wierze katolickiej, została mi ona niejako narzucona "z góry", i nie ucieknę od tego. Nie znam innej wiary, i nigdy nie miałam wystarczająco zapału, żeby chcieć poznać. Nie myślałam o tym wcześniej w kontekście swojego dziecka. Przyszedł jednak i na to czas.



I choć nie jestem zwolenniczką narzucania komuś swojej wiary, i swoich przekonań to jednak presja otoczenia jest tak duża, że postanowiliśmy "narzucić" komuś "naszą" wiarę.
Tym kimś był nasz syn, jak się domyślacie.
Zabraliśmy więc swoje niespełna trzy letnie dziecko do kościoła w Święta Bożego Narodzenia. Korzystając z obecności świątecznej szopki, ogromnych choinek, wzięliśmy go na popołudniową mszę. 

I była to zła decyzja. Młody nie rozumie czym jest kościół, i po co my w ogóle tam chodzimy. Śpiewający, święcący aniołek szybko mu się znudził, zaczęło się dopytywanie czy możemy już jechać, uskarżanie się, że już nie wytrzyma, że jest mu nudno, że chce do domu. Spróbowaliśmy znowu na Wielkanoc, też skończyło się źle. Obecnie bywa z nami czasem pod kościołem, raczej żeby się wybiegać niż pomodlić - wiadomo.

I wiecie co? Miał rację. 

Małe dziecko w kościele tylko i wyłącznie się męczy, nie ma świadomości, że to "świątynia" więc mówi normalnie (czyli głośno i donośnie), płacze, narzeka, chce się bawić. A rodzice jacyś tacy źli, rozdrażnieni, cały czas uciszają, szantażują wręcz.

Dziecko nie rozumie o co tyle hałasu, zostało zabrane w jakieś dziwne miejsce, pełne nieznajomych ludzi, i jeszcze wymaga się od niego kompletnego posłuszeństwa.
Owszem zdarzają się dzieciaki grzeczne, które godzinę w kościele spokojnie wytrzymają, ale często jestem świadkiem sceny, kiedy to rodzice zabierają maleństwo do kościoła, i dziwią się, że jest niegrzeczne, że się mu nie podoba, przecież to KOŚCIÓŁ - tłumaczą. I cóż z tego? Czy dzieci rodzą się  z wiedzą czym jest KOŚCIÓŁ? Otóż nie. To my rodzice musimy im to wytłumaczyć, i w końcu też pokazać. Zmuszanie do tego rocznych maluchów jest okrucieństwem. Zmuszanie trzylatków też nie jest dobre. Zmuszanie większych dzieci może dać lepsze efekty, choć bez gwarancji. 

Fakt, że jesteśmy rodzicami nie czyni nas władcami naszych dzieci. 

Dzieci mają prawo wyrażać swoje zdanie, swoje odczucia. Mają prawo powiedzieć : nie chcę tu być, nie podoba mi się.

Dzieci mają prawo powiedzieć po prostu "NIE".

Nie narzucajmy im "kościelnego obowiązku" odkąd tylko staną na nogach. Nie zmuszajmy ich do tego. Efekt może być taki, że zniechęcimy nasze dziecko do kościoła, do wiary, do księży. A przecież przyjdzie czas na lekcje religii, i co wtedy? Skąd mamy pewność, że nasze dziecko nie pójdzie na takie lekcje z gotową już niechęcią? Oszczędźmy sobie i maluchom tego stresu, bo póki co katecheza jest obowiązkowa. Wiem, że tego nie unikniemy, choć sama za tymi lekcjami nie przepadałam, do dziś kojarzą mi się z niejakim "praniem mózgu". Zamiast przyjemnej atmosfery zwykle mieliśmy wmuszanie poglądów osoby prowadzącej zajęcia we wszystkich znajdujących się na sali. Dopiero na studiach odpoczęłam od religii, i nawet troszkę za nią zatęskniłam.
Gdyby lekcje były inaczej prowadzone, gdyby nauczyciele mieli większy dystans do siebie, gdyby nie karali, nie zrażali, nie zbywali wszelkich niewygodnych pytań, może byłoby lepiej, może nie buntowałabym się tak bardzo, może nie miałabym takich obaw przed edukacją swojego dziecka.

Życzę więc sobie, aby moje dziecko miało lepszy start w ten religijny aspekt życia, bo to ważne, aby w COŚ wierzyć, aby mieć wybór, i wolną wolę, a nie zawsze ją mamy. Niestety, takie są realia w małych szkołach. To wszystko jest potrzebne, ale forma powinna ulec zmianie. Nie ja od tego jestem, nie ja się na tym znam, ale chciałabym, aby nauka o Bogu była bardziej przystępna.

Modlę się o to, i pozdrawiam 
MM



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz